WRONA – czyli Weronika Jasiówka, która zwyciężyła w konkursie radiowej Czwórki, wydała swój debiutancki album “SEN O SMAKU LUKRECJI”, który został wydany nakładem Polskiego Radia. Artystkę możecie znać z jej poprzedniego projektu “Brain’s All Gone”, z którym wzięła udział w IV edycji “Must Be the Music”, doszły do półfinału. Efektem wygranej w “Wydaj płytę z Polskim Radiem” jest właśnie ta płyta, która zawiera 11 utworów w stylistyce mocno elektro.
Muszę przyznać że słucham pierwszy raz tej płyty, przy okazji tej recenzji i już żałuje, że dopiero teraz poznałem Wrone. Przesłuchując “STRAVNGERS” przypomniała mi się trochę kompozycja z “Wojny i Nocy” od Zawiałow – “Flower Night”, ale jestem pewny że podobieństwo jest przypadkowe. Wrażenie zrobiło na mnie mieszanie języka polskiego i płynne przejście do angielskiego, tekst fajnie brzmi i tworzy fajną całość. Singiel promujący “Teraz Ja”, jest propozycją dość clubową, ale nie jestem pewien czy wybrałbym na pierwszy rzut, bo potencjalnego odbiorcę może przytłoczyć ilość elektroniki, choć z drugiej strony jaki utwór lepiej przedstawiłby nam Artystkę, jak nie ten? “Matka Teresa” zaczyna się dość spokojnie, i jest to pierwsza spokojniejsza propozycja na albumie, dzięki której tak naprawdę dopiero teraz słyszymy wokal, jakim operuje Weronika.
Na czasie i utwór który trafiłby nie do jednego posiadacza aplikacji randkowych – “Tinder Bingo” oferuje nam ciekawy tekst, z komediowym akcentem: “Wiem dobrze czego szukasz, pewnie wielkiego…. prezesa, kota w butach”. Tutaj przy okazji wspomnę. że Wrona jest autorką tekstów jak i muzyki, z wyjątkiem “Teraz Ja”, gdzie wspomaga ją Juliusz Kamil (prod. “Żyj” Roksany Węgiel, uczestnik The Voice Of Poland III). Jestem niemal pewny, że przy odpowiedniej i mocnej promocji utwór “D.I.E (Who,s gonna save u now)” zrobiłby furorę w rozgłośniach radiowych, trochę brzmi mi jak Billie Eilish, może się mylę, ale takie było moje pierwsze skojarzenie, co oczywiście nie jest żadnym obciachem, czy czymś podobnym a bardziej komplementem, czy ukłonem w stronę Wokalistki, pokazuje że polska muzyka potrafi być na podobnym poziomie co ta zza oceanu. Tym bardziej, że Weronika nagrała album w domu, pod kocem i w szafie, podczas pandemii. Album zamyka “NEBRASKA”, który trwa tyle co album, czyli za krótko, chociaż teraz wyczytałem że długość materiału to 32 minuty i zastanawiam się gdzie one mi uleciały? Bawiłem się świetnie, będę wracał do tego albumu i czekam z niecierpliwością aż usłyszę “STRAVNGERS” w radio, a “TINDER BINGO” będzie rywalizowało z chociażby “Bigotką’ od Mery Spolsky.
Coś czuję, że jeszcze nie raz usłyszę o Wronie, moim zdaniem dziewczyna ma wielki potencjał w sobie i może mocno namieszać na scenie elektro. Może pierwszy singiel mnie nie porwał, tak jak miał, ale ten album jest nasycony dobrymi dźwiękami. Zaczynający album “COZANOGI” wprowadza nas w Sen O Smaku Lukrecji, a “NEBRASKA” zostawia wielki niedosyt.