Zanim została żoną Wojciecha Szczęsnego ludzie kojarzyli ją głównie z małego ekranu oraz z muzyki. W 2008 roku została jedną z uczestników siódmej edycji “Tańca z Gwiazdami” i w sumie nie wiem jaka wtedy była z niej “gwiazda”. Może zasłużyła dzięki udziałowi w “Drodze do gwiazd” czy “Szansa na sukces”, naprawdę nie wiem 🤷♂️ Z osiągnieć muzycznych można zaliczyć między innymi eliminacje do Konkursu Eurowizji dla dzieci w 2003 roku. Rok później wystąpiła w teatrze Buffo. Prawdziwą rozpoznawalność zawdzięcza dzięki serialowi “39ipół”, który był emitowany na TVN w 2009 roku. Po roli w serialu przyszedł czas na debiutancki singiel “Glam Pop“, który miał promować jej album, ostatecznie piosenka nie znajduje się na albumie. W listopadzie 2011 wydała “Hardbeat“, który jest jednym z trzech albumów wokalistki. Co o nim sądzę? Jest jak jest, ale więcej poniżej🤣
Album zaczyna się od intra i dobrze wiemy, że uwielbiam intra. Jest to genialne “zaproszenie” do zapoznania się z albumem. Jest mocno elektronicznie, więc mamy niemal pewność że taki będzie cały materiał. Na pierwszy zrzut idzie pierwszy singiel z albumu, wydany miesiąc wcześniej – “Electric Bass“. Za słowa na całym albumie (wyłączając “One By one” aut. Iza Lach) odpowiada Maja Łuczenko, czyli żona brata wokalistki. Za muzykę odpowiedzialny jest głownie Rafał Malicki (Kazadi, Lewczuk, Łzy itp. itd.), sama wokalistka oraz Ferid Lakhdar a Iza Lach odpowiada za muzykę do utworu z jej tekstem🤣. Wracając do piosenki, musimy pamiętać że w 2011 rządziła Ke$ha i też na wzór muzyki zza oceanu mamy ten utwór. Nie jest zła, a teledysk według mnie jest ciekawy. Trudno mi zaklasyfikować ten utwór do danego gatunku, ale jest elektrycznie. “I’ll Never Touch You“, jest to drugi utwór. Przypomina mi trochę czasy 2000, gdzie rządziło RNB i wchodziła Jennifer Lopez. Piosenkę ratuje moim zdaniem refren, zwrotki nie mają konkretnej melodii przez co zdają się takie ciężkie i na pewno nie do zapamiętania po pierwszym odsłuchu. Podoba mi się “cięższa” strona samego bitu. Marina ma ciekawą barwę głosu, tego mimo wszystko nie można jej odmówić. Jej wokal jest ciekawy i szkoda mi trochę tak zmarnowanego potencjału. Kolejnym utworem jest “Heartbeat“, które mi przypomina na początku utwory z płyty Cheryl Cole, nawet głos jakiś taki przybliżony. Refren brzmi radiowo, ale ostatecznie piosence brak jakiegoś takie polotu, co by mnie zaskoczył i zachęcił do tańcowania, bo przecież z myślą o tym są te piosenki. Kolejny utwór “This is Clled “Me”” jest nieco cięższy. Połączenie elektroniki i rn’b i znów mamy taki powrót do lat ’00. Podoba Mi się refren.
To jestem ja
I moja podróż
Nie chcę utknąć w rutynie,
widzisz
Jestem sobą, i muszę być
To jestem ja
Muszę być wierna sobie i wolna
Tak mniej więcej brzmią teksty i brzmią dobrze, nie ma do czego się przeczepić. Ta piosenka mi przypomina jakiś utwór z biblioteki Beyonce. “Saturday Night” to trzeci singiel i ostatni. Reprezentuje disco-elektro. Trochę dziwie się wyboru na singiel, dlatego, że piosenka nie jest ni trochę chwytliwa, melodia jest ciężka, w każdym razie nie do zapamiętania. Tutaj słyszę trochę Ke$hy, ale wyszło jakoś tak średnio. Dziwię się, bo przecież “Glam Pop” miał mega melodię i miał wszystko by być hitem w radiu, a tu jest tak jakoś mizernie z tym. “Lie More” to kolejny kawałek i zastanawiam się co mogę o nim napisać… Za grosz go nie zapamiętam ani też nie chcę. Piosenka jest ciężka, ale w taki sposób, że mnie męczy. Wyczytałem, że to był drugo singiel. Szok, nie dziwię się, że go nie słyszałem nigdzie i nigdy, bo jest słaby. “HelFire” zaczyna się obiecująco. Mógłby spokojnie reprezentować album w radiu, na pewno lepiej by sobie poradził niż poprzednik. Myślę, że wielkim problemem tego albumu jest brak pomysłu na niego i brak tego czegoś, co by słuchacza zatrzymało. “Jack” to już na szczęście 9 kawałek z 12stu, nie wiem, jakoś się męczę. Jest to ballada. Maniera wokali w pierwszej zwrotce była mocno denerwująca, w drugiej to samo, zresztą… Wszystko brzmi jak utwory zza oceanu po roku bycia w Rosji. “Second Best” jest trochę hiphopowo, ale wiecie w jakim stylu. Dużo elektroniki i znów to co w poprzednich, ciężko i bez pomysłu. Serio, chcę już skończyć recenzować ten album. Kolejna ballada “Rainbow After Rain“. Głos Mariny brzmi dobrze, pozbyto się tej dziwnej, stękającej maniery. Piosenka brzmi jak wyjęta z soundtracku z jakiegoś dramatu dla młodzieży i brzmi nawet dobrze. Można uznać za jedną z lepszych kawałków na tym albumie, w sumie ją i “Electric Bass“. Ostatnim kawałkiem jest “One by One” w całości od Izy Lach. Tutaj pokładałem wszelkie nadzieję, ze względu na Izę, którą cenie jako wokalistkę, producentkę, tekściarkę. Słychać że to od Izy i jest ok. Tylko “ok” niestety, w żaden sposób też mnie nie porwało, ale plus za wokalizy w wykonaniu Mariny. O skończyło się, jakoś tak szybko.
Do podsumowania musiałem włączyć sobie muzykę od Izy, by trochę odczarować się z tego co mnie spotkało przed chwilą. Album ma ponad 35 minut i to stanowczo starczy. Nie mam nic do Mariny, a nawet czasem jej współczułem. Zakochała się i wylał się na nią taki hejt, że mało kto by się podniósł. Wydała drugą płytę, która jest chyba (?) lepsza od debiutanckiej. Niedawno wydała trzeci krążek, niestety. Co to za szrot, masakra. Przepraszam, ale rap w wykonaniu Mariny czy Margaret do mnie nie przemawia. Ten wokal, te maniery u Mariny to jakiś kosmos, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Nie wiem co one mają w głowie… Rap dla mnie to był kiedyś Peja, Tede, a teraz słuchasz Mariny, to słuchasz rapu. Śmiech na sali. Cieszę się że na albumie jest tylko dwanaście utworów, bo więcej bym się nie katował i przerwał recenzje. Może nie brzmi to jakoś fatalnie, brzmi nawet dobrze ale jest strasznie ciężko. Miałem wrażenie, że każdy utwór mnie mega zmęczył. Najlepsze jest to że włączałem ten album pełen nadziei i z wiarą na dobrze spędzony czas, a dostałem cierpienie.. Poza “Electric Bass” oraz “Rainbow After Rain” i wyjęte z innej szuflady “One by One“, nie ma nic dobrego. Na plus mogę też dać oprawę graficzną albumu, ale to całości nie ratuje. Trzy utwory z dwunastu to 25% dodać do tego plus za grafikę to wychodzi jakieś 35% a jedna kaczuszka to 25%, ale taki nie jestem…
na pięć kaczuszek (moja skala oceniania)